Znacie to uczucie, kiedy wasz żołądek się ściska ze stresu i nerwów? Ja znam. I właśnie dzisiaj obudziłam się z takim uczuciem. Miałam ogromny lęk...ogromny lęk przed Malią. Wiedziałam, że czeka mnie konfrontacja z nią, twarzą w twarz. Była na mnie ogromnie wściekła i wiedziałam to doskonale. Ale nie wiedziałam, co ja jej zrobiłam. Zatańczyłam niewinny taniec ze Stilesem. Nie całowaliśmy się, nie obściskiwaliśmy. Jedynie kołysaliśmy się przytuleni w rytm muzyki. To wszystko. Nie chciałam iść do szkoły. Namawiałam mamę, żebym mogła zostać w domu. Nigdy tego nie robiłam, nigdy nie oszukiwałam moich rodziców. Co jest dziwne. Postanowiłam, że po prostu powiem, że źle się czuję. Jestem przekonana, że mama się zgodzi. Byłam jej jedyną córeczką, którą kochała ponad życie.
- Mamo bardzo boli mnie brzuch. Mogę zostać w domu? - zrobiłam przysłowiowe "oczy ze Shreka"
- Na pewno nie dasz rady? - spytała z zaniepokojeniem. Przyglądała mi się uważnie, próbując wyczuć nutkę kłamstwa. Stresowałam się i zaczęłam się pocić z nerwów.
- Nie wyglądasz za dobrze, ale nieładnie będzie, jak nie pojawisz się drugiego dnia w szkole- posłała mi minę, jaką człowiek robi, kiedy nie jest czegoś pewny.
- Co to za różnica- westchnęłam - czy to drugi czy trzeci dzień - próbowałam ją przekonać, lecz była nieugięta i wtedy zdałam sobie sprawę, że nic nie wskóram. Z niechęcią wyczołgałam się z mojej przyjemnej i cieplutkiej pościeli. Ten dzień zapowiada się nieźle(mam nadzieję, że ktoś wyczuł mój sarkazm).
Przy szafkach stały Allison i Lydia, które posłały mi lekkie uśmiechy. Pewnie nie były pewne, co do mojej osoby. W końcu Malia to ich najlepsza przyjaciółka, więc wiadomo, że biorą jej stronę. Nie mam do nich żalu. Podeszłam powolnym krokiem.
- Hej - uśmiechnęłam się do nich szeroko. Może mój uśmiech coś zdziała.
- Chciałyśmy cię przeprosić - odezwała się Allison.
- Właściwie Malia uniosła się niepotrzebnie, bo ty nic nie zrobiłaś - Lydia posłała mi przepraszające spojrzenie. W tym momencie wiedziałam, że dziewczyny nie były na mnie złe. Po prostu trudno było im wziąć moją stronę, kiedy znały mnie zaledwie jeden dzień. Rozmawiałyśmy całkowicie normalnie. Gadałyśmy o tej nieszczęsnej imprezie i....teście z historii. Serio?! Ledwie zaczął się rok szkolny, a nauczyciel już ubzdurał sobie, żeby zrobić nam test. Cudownie. Powitał nas szerokim, złośliwym uśmieszkiem. Co za gnom, pewnie sprawia mu to uczucie satysfakcji, kiedy widzi swoich uczniów wkurzonych i oczywiście nic nie wiedzących. Test, tak jak się domyśliłam, był z wojny secesyjnej. Na całe szczęście przeczytałam małe co nie co wczoraj. Nie stresowałam się tak bardzo. Pytania były banalne. Nie poległam, dałam radę. Szliśmy wszyscy na stołówkę, zaczęła się przerwa śniadaniowa. Stałam już przy barze samoobsługowym. Nałożyłam sobie niskokaloryczną sałatkę. Już szłam do stolika, kiedy ktoś mnie perfidnie popchnął. Tym ktosiem była Malia. No kto by się spodziewał....Dziewczyna chyba nie ma zamiaru odpuścić. Oczywiście cała zawartość mojego talerza wylądowała na mojej nowej bluzce "Chanel", którą dostałam od taty na urodziny. Kipiałam ze złości. Czułam, że momentalnie zrobiłam się czerwona na buzi. Kto by się nie zrobił....Co za głupia krowa, co ona sobie myśli. Targało mną od środka. Miałam ochotę jej przywalić i zmyć z jej twarzy ten głupi uśmieszek, który ciągle jej towarzyszył. Wytarłam swoją bluzkę i z zaciśniętymi pięściami ruszyłam do toalety. Musiałam się jakoś doprowadzić do porządku. Zaraz po mnie w toalecie znalazły się się koleżanki.
- Wiem, że jest waszą przyjaciółką, ale ona jest głupią suką - wysyczałam, spoglądając w odbicie, w którym znajdowały się dziewczyny.
- Jest nam strasznie przykro - powiedziały jednocześnie.
- Porozmawiamy z nią, zachowała się karygodnie - powiedziała rozzłoszczona Lydia.
- A ja ją zaraz tu zawołam - wykrzyczała Allison, równie zniesmaczona tą całą sytuacją. W tej samej chwili do środka weszła ta szmata. Spoglądała na mnie z pogardą, uśmiechając się ironicznie.
- Chyba nie musisz mnie wołać All - puściła oczko brunetce - a teraz ty - wskazała na mnie. Chyba chce zacząć wojnę. Nie ma sprawy. Raczej nie chce się spotkać z moją pięścią.
- Pieprz się - splunęłam. A ona, jak oparzona ruszyła w moją stronę. Nie dowierzała, że byłam w stanie się tak odezwać. Ja poczułam się dumna. Ktoś musiał jej pokazać, gdzie raki zimują.
- Coś ty powiedziała? - spoglądała na mnie gniewnie. To, co powiedziałam idiotko. Pff
- To co słyszałaś - powiedziałam pewna swoich słów.
- Odszczekaj to suko - wysyczała. No i teraz mnie rozwścieczyła. Nie mogłam pozwolić, takiej wieśniarze, żeby mnie obrażała.
- O ty jędzo - i rzuciłam się na nią z łapami. Chciałam jej wydrapać oczy. Zaczęłyśmy się popychać, szarpać za włosy. Dziewczyny jedynie się odsunęły, były w totalnym szoku. W jednej sekundzie poczułam silne uderzenie w policzek. O nieee..... Dobrze, że w Nowym Yorku ćwiczyłam karate i kick boxing. Zasadziłam jej silnego kopniaka brzuch, a do tego wymierzyłam jej policzek. Nawet nie wiem kiedy, ale poczułam, jak ktoś złapał mnie w talii i próbował mnie od niej odciągnąć. Bo teraz zaczęłyśmy się okładać pięściami. Myślałam, że to któraś z dziewczyn. Jednak okazało się inaczej. To był Stiles. Patrzyłam na niego w totalnym amoku. Nadal górowały nade mną emocje. Chłopcy wyprowadzili nas z toalety. W ogóle, jak oni się tam znaleźli? Widocznie musiała po nich pójść Lydia, ja nawet tego nie zauważyłam. Nie zauważyłam również lejącej się krwi z mojej wargi, była mocno rozcięta. Moja przeciwniczka też nie miała za wesoło. Jej nos był cały we krwi.
- Postaw mnie! - krzyczałam na korytarzu. Chciałam jej jeszcze dołożyć. Malii było też mało.
- Przestań - powiedział stanowczo chłopak. Był zażenowany. Ja też zaczęłam się wstydzić i żałować tej całej sytuacji. W mgnieniu oka pojawiła się dyrektorka szkoły. W tym momencie zaczął się koszmar. Zawołała nas dwie do swojego gabinetu.
- Dziewczyny - zaczęła, a ja już miałam gęsią skórkę - to co zrobiłyście....było skandaliczne - brakowało jej słów - nigdy nie widziałam, żeby dziewczyny tak się lały - spojrzała na nas zawiedziona.
- Jeżeli jeszcze coś przeskrobiecie, zostaniecie zawieszone w prawach uczniach - powiedziała formalnym głosem. Ufff, dobrze, że nie było aż tak źle.
- Dobrze pani dyrektor, przepraszam. Do widzenia - pożegnałam się z kobietą i wyszłam. Miałam teraz kolejne zmartwienie na głowie. Pierwszy trening lacrosse. Przebrałam się w toalecie. Przecież nie mogłam przebierać się z chłopcami. Byłam gotowa, więc weszłam do ich szatni. Niektórzy jeszcze się przebierali, ale nie zwrócili uwagi, kiedy weszłam. Większość natomiast zaczęła gwizdać i zachowywać się, jak kompletne dzieciaki. Prychnęłam śmiechem. Na końcu szatni zauważyłam Scotta i Stilesa. Uśmiechnęłam się do nich, chłopcy zaczęli mi machać. Podeszłam do nich.
- Umiesz grać świetnie w lacrosse, umiesz się bić i co jeszcze potrafisz? - Scott spojrzał z błyskiem w oku, był zachwycony. Haha
- Hmmm no nie wiem - powiedziałam słodko. Stiles tylko bacznie mnie obserwował. Był jakby nieobecny. Czyżby miał zły dzień? Nie zwracając na to dłużej uwagi, wyszłam na boisko. Trener już stał z gwizdkiem w buzi. On musi chyba nawet z nim spać. Najpierw kazał nam okrążyć trzy razy boisko, potem musieliśmy się rozciągać, a po tym wszystkim zaczęliśmy grać. Chłopcy podawali tylko do siebie. Żaden nie podał do mnie. Było mi przykro. Gdy Stiles otrzymał piłkę, jako jedyny mi podał. Byłam mu wdzięczna. Zaczęłam biec z wszystkich sił w stronę bramki. Na bramce stał Scott. Omijałam pozostałych graczy, nad ostatnim zrobiłam salto i wrzuciłam piłkę do bramki. Jako pierwsza strzeliłam gola. Wszyscy klaskali. Stiles miał minę pełną uznania. Reszta treningu przeminęła zwyczajnie. Dwa gole strzelił Liam i skończyliśmy trening. Trener zawołał mnie na krótką rozmowę.
- Wiedziałem, że to będzie dobra decyzja - wystawił kciuki, całkowicie podekscytowany.
- Emm? - nie byłam pewna o czym on mówił.
- Żeby przyjąć cię do drużyny - rozjaśnił nieco swoją poprzednią wypowiedź - i powiedz mi kochana, czy ty jesteś boginią. twoje salto było w dechę - wydarł się. To były miłe słowa. Ale prawda była taka, że byłam zwyczajną nastolatką.
- Byłam kiedyś cheerleaderką, więc dlatego umiem salto - puściłam mu oczko, dumna z siebie. W nowojorskiej szkole należałam do najważniejszej drużyny, czyli drużyny cheerleaderek.
- To wszystko wyjaśnia - zauważył. Gdy skończyliśmy rozmawiać, kierowałam się już w stronę domu. W tej niesamowitej podróży postanowił towarzyszyć mi o dziwo, Stiles. Był całkowicie wyluzowany, miał ręce w kieszeni, spokojnie kroczył. To był przyjemny widok.
- Czemu biłyście się z Malią? - spytał nie owijając w bawełnę. Pewnie gryzło go to od dłuższej chwili. Przecież Malia była jego dziewczyną, więc musiał dowiedzieć się wszystkiego.
- Ehh nie ważne - głośno westchnęłam. Nie miałam ochoty poruszać tego tematu. To była jego dziewczyna, nie chciałam jej przy nim oczerniać.
- No powiedz - nalegał. W końcu się ugięłam.
- Wiesz, że była wkurzona o wczoraj - zaczęłam, a on tylko machnął ręką - więc na stołówcę się na mnie zemściła - obserwowałam reakcję chłopaka.
- W jaki sposób? - spytał nieświadomy tego, co zrobiła jego dziewczyna.
- Popchnęła mnie, kiedy szłam z tacą, na której znajdowała się moja sałatka. I jak pewnie się domyślasz, sałatka wylądowała na mojej bluzce - mówiłam to z ogromną goryczą i wstydem.
- Tak bardzo cię przepraszam za jej zachowanie. Zachowała się jak świnia. Kocham ją, ale czasem przesadza - w jego oczach było widać ból. Widocznie Malia nie raz zaszła mu za skórę.
- Nie musisz mnie przepraszać, to nie twoja wina - zapewniałam go - i zresztą zdążyłam już się zrewanżować - pochwaliłam się.
- Oj taak zauważyłem - zaczął się śmiać - ale niestety obie na tym ucierpiałyście - powiedział smutnym głosem.
- Warga raczej szybko się zagoi - uspokajałam go, a on znowu zaczął się śmiać. Jego śmiech był zaraźliwy, bo chwilę później ja też zaczęłam się śmiać. Ten śmiech był przyjemny do słuchania. Brzmiał jak mały chłopczyk. Znaleźliśmy się pod moim domem. Przez minutę było trochę niezręcznie, ponieważ zatrzymaliśmy się i nie odezwaliśmy się słowem.
- Przepraszam jeszcze raz - zwiesił głowę w dół - do jutra - uśmiechnął się i przytulił mnie. To było całkiem...miłe.
- Jasne - pomachałam mu i weszłam do domu. Kiedy weszłam do domu doznałam szoku. W moim salonie siedziała Malia, która prowadziła ożywioną konwersację z moim bratem. Co ta żmija tu robi?! I co chce od mojego brata?!
- Emm James - odchrząknęłam. Spoglądając na niego ze zdziwieniem. Skąd oni się znają?
- O hej siostra - posłał mi jeden z tych niewinnych uśmiechów. On coś knuje.
- Co ona tu robi? - wskazałam na brunetkę.
- Przyszła do ciebie, bo chciała pogadać, ale ciebie nie było - zaczął się drapać po głowie - więc postanowiłem być gościnny i zaprosiłem ją do środka, no i do tej pory gadamy - szczerzył się.
- Sądzę, że z Malią raczej nie mamy o czym rozmawiać - posłałam jej ten jeden z wrednych uśmieszków, których używałam, kiedy kogoś nie lubiłam.
- Właściwie powinnam się zbierać. Pogadamy w szkole - powiedziała całkowicie opanowana. Co z tą dziewczyną jest? Jeszcze przed chwilą mnie nienawidziła, biła się ze mną, a teraz chce ze mną rozmawiać. Pewnie któraś z dziewczyn namówiła ją, żeby ze mną pogadała. Ale powiem szczerze, że nie wiele jej to dało. Bo ja nie mam zamiaru z nią rozmawiać. Czuję, że zdążyłam tą dziewczynę już znienawidzić - Pa James, pa Cassidy - spojrzała się niewinnie, ja natomiast całkowicie ją zignorowałam. Kiedy wyszła, od razu rzuciłam się na mojego brata z pretensjami - Co ty odpierdalasz? - wrzasnęłam. Jeszcze tego by brakowało, żeby mój brat "bratał" się z wrogiem.
- Już ci powiedziałem - zignorował mnie - i zresztą nie jest taka zła, źle ją oceniasz - obwiniał mnie. Jak on mógł. Nawet nie wiedział, co tak na prawdę się dzisiaj zdarzyło. Pewnie Malia wybieliła swój wizerunek w jego oczach.
- Nie widzisz może mojej rozciętej wargi? - wskazałam na opuchnięte usta.
- Ty też byłaś niezłym ziółkiem - bronił ją. Co za debil. Powinien brać moją stronę, a nie jej. Wkurzona popędziłam do swojego pokoju. Co za okropny dzień, oby jak najszybciej się skończył. Odrobiłam swoje lekcje i siedziałam w swoim pokoju, słuchając muzyki. Na jakąś chwilę moje serce przestało bić(oczywiście w przenośni), dostałam smsa od Kaia. Myślałam, że już o mnie zapomniał. A tu jednak nie.
" Hej Cass, tęsknię za tobą. Kocham cię."
Teraz moje oczy wyskoczyły z oczodołów. Że co?! Nie odzywał się do mnie od czasu wyjazdu. Już miałam przeczucie, że ma jakąś dziewczynę. A on wyskakuje mi teraz z takim smsem. Co ja mam sobie myśleć? To nie jest normalne. Co ja mam mu odpisać? Ta nasza relacja stała się chora.
" Hej Kai, też za tobą tęsknię."
Pomyślałam, że nie powinnam go zlewać. Ale nie napisałam mu, że go kocham. Jakoś nie mogłam się przełamać, żeby to napisać. Oddaliłam się od niego, wiedziałam to dobrze, ale on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie dostałam już od niego odpowiedzi. Może się obraził. Jednak nie. Odpisał.
" Chciałbym, żebyś tu była, w Nowym Yorku. Obok mnie, jak zawsze. Pamiętasz jeszcze, jak było nam dobrze?" Zadał pytanie retoryczne. Oczywiście, że pamiętam. Jest wciąż moim chłopakiem, właściwie nigdy ze sobą nie zerwaliśmy oficjalnie. Kochałam go nadal. I naturalnie za nim tęskniłam. Brakowało mi go cholernie. Ale kiedy nie odzywał się do mnie, zaczynałam o nim zapominać i ból przemijał. Ten ból wynikający z rozłąki. Lecz on przypomniał mi o sobie. To nie był słuszny wybór. Powinien zostawić mnie w spokoju. Mniej bym cierpiała. Zresztą tak łatwo było mu się nie odzywać do mnie przez ten długi czas. Nawet nie zapytał mnie o to, jak mi się tu żyje. Nic. Kompletnie nic. Nie mogłam mu odpisać. Coś mnie hamowało. Może ten żal, żal za to, że mnie olał i to w momencie, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Skuliłam się na łóżku i zaczęłam cicho szlochać. Nasza relacja była niesamowicie trudna. Pozostałą część dnia byłam jakaś nieobecna. Jadłam obiad z rodziną i nawet z nimi nie rozmawiałam. Wszystko wydawało mi się teraz takie skomplikowane. Położyłam się spać, nie miałam już siły rozmyślać nad tym wszystkim.
I jak myślicie, co tak nagle skłoniło Kaia do skontaktowania się z Cassidy?